Wystraszyłem się, spanikowałem… – MACIEJ.

Witam serdecznie. W ostatnią środę wróciłem z tygodniowego urlopu. Wypocząłem, fizycznie… Mogłem spać tyle ile chciałem. Potem – załatwianie spraw z komornikiem. Jeszcze nie mogę powiedzieć, że wszystko doprowadziłem do końca, ale ogromnym (dla mnie) sukcesem jest to, że „ruszyłem” tę sprawę, jest w toku, a ja wyzbyłem się lęku, który mi często towarzyszył, gdy miałem do czynienia z różnymi urzędami. Najprawdopodobniej nie jestem już nic winien, i to jest najważniejsza rzecz dla mnie.
Ostatnim razem byłem na wyjeździe jakieś pół roku temu, chciałem więc spotkać się ze znajomymi. Niestety nie udało się to w taki sposób, jaki to sobie wyobrażałem. Może następnym razem.
Miałem tam sukcesik, ale była też porażka. Choć to chyba za duże słowo. Miałem pójść na terapię zamkniętą, aby opowiedzieć o sobie i o swojej drodze do trzeźwości, przede wszystkim zaś o Bogu. Wystraszyłem się, spanikowałem… Te emocje wzięły we mnie górę. Nie wiem do końca co się stało, nie byłem chyba na to gotowy. Duchowo nie byłem przygotowany. Nie załamuję się. Mam 41 lat, ale pod pewnymi względami jestem jeszcze niedojrzały. Muszę się teraz skupić na tym co mogę z tym zrobić. Jak w pewnych sprawach „wyćwiczyć się”, aby następnym razem nie zawieźć.
O wszystkim wam nie będę pisał, zostawię trochę dla siebie…
Maciek.